Gdy w noc z soboty na niedzielę Rosyjska Federacja przeprowadziła kolejny nalot na Ukrainę, Polska nie czekała – Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych podniosło gotowość systemów obrony przeciwlotniczej i wystrzeliło myśliwce.
O godzinie 5:00 czasu lokalnego, po otrzymaniu informacji o „działaniach lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej” w pobliżu granicy, gen. broni Mariusz Bąk, dowódca Sił Operacyjnych, zlecił natychmiastowy start dwóch par myśliwców oraz uruchomienie radarów i wyrzutni. Nie odnotowano naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej, a cała akcja trwała cztery godziny, kończąc się o 9:00.
Od lutego tego roku Rosja intensyfikuje ataki na Ukrainę, wykorzystując bombowce dalekiego zasięgu i rakiety balistyczne. Dla Polski, granica z Ukrainą to nie tylko linia geopolityczna, ale także strefa bezpośredniego zagrożenia. W zeszłym tygodniu rosyjskie samoloty przelatywały w pobliżu polskiego powietrza, wywołując alarmy w systemach wczesnego ostrzegania.
W kontekście NATO, Polska od lat uczestniczy w programie "Air Policing", czyli patrolowaniu nieba wschodniej flanki Sojuszu. Dlatego każdy rosyjski lot w pobliżu granic członków NATO wywołuje natychmiastową reakcję koalicyjną.
Po rozkazach dowódcy, myśliwce F-16 i MiG‑29 z baz w Powiatowym Centrum Szkolenia Lotniczego zostały skierowane na patrol w rejonie lotniska Lublin oraz lotniska Rzeszów. Dwa lotniska zostały zamknięte dla ruchu cywilnego – decyzja podjęta jako środek ostrożności, by uniknąć kolizji z wojskowymi samolotami.
W ziemi włączono wszystkie dyspozycyjne systemy obrony powietrznej – krzesła Patriot, S‑200 i radary 3D. Ich stan gotowości został podniesiony do najwyższego poziomu, co oznacza, że każda nieautoryzowana intruzja byłaby natychmiast neutralizowana.
W trakcie akcji polskie centrum dowodzenia utrzymywało stały łączność z dowództwem NATO w Brukseli oraz z lotnictwem sojuszniczym w Niemczech i Węgrzech. "Działanie to jest wyraźnym sygnałem, że Polska gotowa jest bronić swojego nieba i wspierać partnerów w regionie" – podkreślił w komunikacie NATO.
Ekspert ds. bezpieczeństwa, dr hab. Anna Nowak z Instytutu Studiów Strategicznych, zaznaczyła, że taka szybka reakcja podnosi koszt ewentualnych agresji: "Rosja musi liczyć się z natychmiastową mobilizacją nie tylko polskich, ale i sojuszniczych sił powietrznych".
Władze podkreśliły, że zamknięcie było krótkotrwałe i nie wpływa na długoterminowe plany rozwoju infrastruktury lotniczej w regionie.
Po zakończeniu operacji w godzinach porannych, dowództwo utrzymało siły w stanie pełnej gotowości. Gen. Bąk zaznaczył, że Polska nie wyklucza dalszych interwencji, jeśli sytuacja przy granicy będzie się pogarszać.
W najbliższych dniach planowane są ćwiczenia z udziałem sojuszników NATO, mające na celu testowanie współdziałania w warunkach realnego zagrożenia. "Naszym zadaniem jest nie tylko reagować, ale też prewencyjnie odstraszać" – dodał dowódca.
Podniesienie gotowości było reakcją na nocne naloty rosyjskich bombowców dalekiego zasięgu na terytorium Ukrainy, które mogły zagrażać bezpieczeństwu granicznej przestrzeni powietrznej Polski.
Nie, zamknięcie było krótkotrwałe – obejmowało jedynie okres intensywnej operacji, czyli cztery godziny. Po jej zakończeniu lotniska w Lublinie i Rzeszowie wróciły do normalnego funkcjonowania.
Aktywowane zostały krzesła Patriot, radary 3D oraz systemy S‑200. Wszystkie podniesiono do najwyższego poziomu gotowości, co umożliwia szybkie przechwycenie ewentualnych nieautoryzowanych obiektów latających.
Sojusz uznaje działanie Polski za ważny element wspólnej obrony wschodniej flanki NATO. NATO podkreśla, że szybka mobilizacja zwiększa bezpieczeństwo całego regionu i odstrasza ewentualnych agresorów.
Tak, w ciągu kilku tygodni przewidziane są wspólne ćwiczenia lotnicze z USA, Wielką Brytanią i Niemcami, mające na celu przetestowanie współdziałania w warunkach rzeczywistego zagrożenia.